Mozart to wielka zagadka. Czy został zabity przez Masonów? Dlaczego klął jak szewc? Czemu zalicza się go do klasyków wiedeńskich, skoro we Wiedniu spędził tylko 10 lat swojego życia?
Przez większość swojego krótkiego życia jeździł po Europie, dlaczego więc nie nazywamy go Klasykiem Europejskim?
No właśnie. Muzyka Mozarta z jednej strony jest na wskroś klasyczna, a z drugiej czerpie z przeróżnych stylów. Jego dzieła tworzą prawdziwy wachlarz gatunków – od utworów solowych, poprzez muzykę kameralną, koncerty, aż po symfonie i opery. Te dwa ostatnie, to gatunki, z którymi najczęściej jest kojarzony. W czasie swojego pobytu w Londynie poznał Johanna Christiana Bacha, którego styl wykorzystał w swoich wczesnych symfoniach. Poza tym nasłuchał się operowego stylu galante, a we Włoszech poznał opera buffa. Przebywając w Mannheim poznał najnowsze i najmodniejsze pomysły w branży symfonicznej. Mozart był po prostu trendy!
Dzieciństwo Mozarta
Wolfie urodził się 27 stycznia 1756 roku. Miał tatę Leopolda, autora pierwszego podręcznika do gry na skrzypcach. Tata wykorzystał talent Wolfganga do muzyki i zrobił z niego gwiazdę – cudowne dziecko. To fakt, dzieciak był uzdolniony muzycznie. Nauczył się grać na klawesynie w wieku 4 lat, w wieku 5 lat wymyślał pierwsze menuety (które zapisywał mu ojciec, bo Wolfie sam jeszcze wtedy nie pisał). W wieku 8 lat skomponował swoją pierwszą symfonię.
Kiedy miał 6 lat, tata zabrał go i jego siostrę Nannerl w podróż koncertową po Europie. W zasadzie całe dzieciństwo Wolfie spędził jeżdżąc z ojcem po europejskich dworach i koncertując, z jednej strony przysparzając ojcu ładnej fortunki, z drugiej doprowadzając swoje zdrowie do ruiny. To odbiło mu się czkawką w dorosłym życiu. Co więcej, patrząc na tak spędzone dzieciństwo – jako obwoźna atrakcja – nietrudno zrozumieć niechętny stosunek Wolfganga do jego ojca. Leopold przez całe życie starał się trzymać rękę na pulsie i nadzorować poczynania syna-geniusza.
W 1770 podczas pierwszej podróży do Włoch Wolfgang uczył się kontrapunktu wokalnego u modnego wówczas nauczyciela, franciszkanina Giovanniego Battisty Martiniego. Wtedy to też w watykańskiej Kaplicy Sykstyńskiej usłyszał Miserere Gregorio Allegriego. Nut tego utworu pod karą ekskomuniki nie można było wynosić poza kaplicę. Według legendy, podsycanej prawdopodobnie przez Leopolda, czternastoletni Wolfgang sporządził jego partyturę po jednokrotnym wysłuchaniu.
Salzburg – miasto Mozarta
Leopold Mozart był kapelmistrzem dworze arcybiskupa Schrattenbacha. Ten był przychylny Leopoldowi i zezwalał na zwolnienia – muzyk mógł podróżować z dziećmi po Europie i zarabiać na małych geniuszach pieniądze. W 1771 Schrattenbach zmarł, a jego następca, Hieronymus von Colloredo, nie był już tak pobłażliwy na wieczną absencję kapelmistrza.
Mimo to ojciec – chcąc synowi załatwić lepszą posadę, niż mógłby uzyskać w Salzburgu – w 1772 roku wziął Wolfganga na wycieczkę do Wiednia. Tam szesnastoletni Wolfie spotkał się z Haydnem i jego twórczością.
W wieku 18 lat Wolfgang został zatrudniony przez Colloredo. Nudziło mu się jednak w Salzburgu i w 1777 wziął urlop i wraz z matką wyjechał do Mannheim. W marcu następnego roku przyjechali do Paryża, gdzie mama poważnie zachorowała i zmarła.
Ojciec nakazał wrócić do domu, przy czym wynegocjował mu lepszą posadę (tym razem organisty, a nie skrzypka) u Colloredo. Wolfie niechętnie, ale wrócił do Salzburga w 1780 roku.
Wtedy to dostał ofertę napisania opery włoskiej dla Monachium, miał to być Idomeneo, król Krety. Mozart zachwycony możliwością pisania muzyki scenicznej bardzo entuzjastycznie podszedł do tego projektu. Jego opera, która premierę miała na początku 1781 stała się sukcesem. Mozartowi nie dane było jednak wykorzystać fali popularności, na jakiej się wówczas znalazł, bo Colloredo wezwał go do Wiednia na koronację cesarza Josepha II.
Po wielkim sukcesie, jaki odniósł w Monachium, po tym, jak noszono go na rękach w wyższych sferach nagle Wolfgang (jako zwykły muzyk na służbie księcia arcybiskupa) traktowany był jak służący. No i zaczęły się problemy.
Poszło oczywiście o grubszą kasę. Colloredo zabronił Mozartowi dawania koncertów, nie zgodził się nawet na koncert w obecności cesarza, który mógłby Wolfgangowi przynieść niemalże połowę rocznej pensji. Ten, nieźle rozgoryczony, złożył dymisję. Hieronymus von Colloredo zwolnił Mozarta ze służby ze słowami „Niech sobie idzie, nie potrzebuję go!”. I tak dobrze, że tylko na tym się skończyło. Pamiętacie przecież, że Bach za złożenie rezygnacji trafił na 4 tygodnie do więzienia!
Klasyk wiedeński
Po tym niemiłym incydencie Wolfgang pozostał bez pracy. A trzeba było za coś żyć. Zatrzymał się w domu Weberów – rodziny, którą poznał w Mannheim, podróżując z matką. Mozart zakochany był w Aloisie Weber, ale czas nie sprzyjał wtedy rozwijaniu znajomości. Kiedy rodzina Weberów przeniosła się do Wiednia, Aloisa niestety już była mężatką, ale pozostała druga siostra do wzięcia – Konstancja. No i młodzi pobrali się. Wbrew woli ojca, który oczywiście był temu przeciwny. Bardzo się kochali, o czym świadczą ich listy. Dorobili się szóstki dzieci, z których niestety (jak to w tamtych czasach niestety bywało) przeżyło tylko dwóch synów: Franz Xaver Wolfgang i Karl Thomas.
1787 rok obfitował w wydarzenia. Z jednej strony zmarł ojciec Wolfganga, a kompozytor pogrążył się w depresji. Im większe były jego problemy psychiczne, tym bardziej oddawał się kompozycji – wtedy właśnie powstały dwie jego najbardziej znane opery: Wesele Figara i Don Giovanni. Wtedy też został zatrudniony jako Kammermusikus na dworze cesarskim, w miejsce zmarłego Christopha Willibalda Glucka.
W 1791 roku (czyli roku śmierci kompozytora) Emanuel Schikaneder, librecista i przyjaciel Wolfganga, zlecił mu napisanie Czarodziejskiego fletu – opery bajki, singspielu (to taki rodzaj opery ze wstawkami mówionymi). Jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych oper Mozarta, i o tyle ważna dla jego biografii, że wyraźnie wskazuje na związki kompozytora z Masonerią.
Sarastro – postać z opery – w swojej arii śpiewa o ideałach przyjaźni i braterstwa, a później bohaterowie przechodzą przez rytuał inicjacji, który ma ich oczyścić i stworzyć ich lepszymi. Podobno istnieje hipoteza, że śmierć Mozarta spowodowali członkowie Loży, w odwecie za zdradzenie ich rytuałów. Któż nie lubi teorii spiskowych!
Requiem dla samego siebie
W ostatniej dekadzie życia Mozart za swoje opery zarabiał bardzo duże pieniądze, około 150 000 zł rocznie, ale wydawał jeszcze więcej. Żył ponad stan, zadłużał się. Zachowały się listy, w których prosił przyjaciół o pieniądze. Wystawne życie, rozrzutność, przeznaczanie dużych kwot na przyjęcia i stroje spowodowały, że Mozartowie ledwo wiązali koniec z końcem.
Po jego śmierci 5 grudnia 1791 Konstancja była w takim dołku finansowym, że miała problem z opłaceniem lekarza i krawca. Miała jednak głowę na karku i ustawiła się finansowo, ubiegając się o rentę po kompozytorze od dworu cesarskiego. Poza tym zorganizowała serię koncertów, które przyniosły jej duży dochód.
Nie wiadomo, gdzie spoczywa ciało Mozarta. Został pochowany we wspólnym grobie. Niektórzy biografiści zrzucają to na karb ubóstwa, w jakim rodzina Mozarta miała znaleźć się pod koniec jego życia. Był to raczej jednak wymóg tamtejszych władz, obawiających się wybuchu epidemii.
Niedługo przed śmiercią Wolfgang otrzymał zlecenie na napisanie mszy żałobnej, Requiem d-moll. Wbrew temu, co pokazał film Miloša Formana Amadeus, to nie kompozytor Antonio Salieri złożył to zamówienie, ale hrabia Franz von Walsegg. Zamówienie było anonimowe i miało pozostać tajemnicą, bo Walsegg chciał w towarzystwie uchodzić za zdolnego kompozytora. Zamawiał u różnych kompozytorów utwory, żeby potem przedstawiać je publice pod swoim nazwiskiem.
Mozart nie zdążył przed śmiercią ukończyć Requiem, większość utworu pozostawił jedynie w zarysie. Resztę dopisał jego uczeń, Franz Xaver Süssmayr. Walsegg utwór odebrał, zapłacił wdowie po Mozarcie, po czym w grudniu 1793 doprowadził do wykonania Requiem pod własnym nazwiskiem. Prawda jednak szybko wyszła na jaw.
Ordynarny geniusz
Tworząc biografię Mozarta badacze mają wielką zagwozdkę, jak tu pogodzić geniusz kompozytora z jego niewybrednym dowcipem. Ordynarne sformułowania w listach Mozarta kłują w oczy. Początkowo rodzina Mozarta chciała te wstydliwe listy spalić. Jednakże drugi mąż Konstancji, Georg Nikolaus von Nissen uznał listy za bardzo ważne źródło mówiące o osobowości kompozytora. Nissen był pierwszym biografem Mozarta. Nie odważył się jednak cytować tych listów w swojej biografii, ocenzurował je “z szacunku biografisty”, żeby nie popsuć Mozartowi opinii:
Istnieje potrzeba dużej selekcji, aby z listów wybrać coś atrakcyjnego i charakterystycznego, coś co mogłoby zostać zaprezentowane publiczności bez uszczerbku dla sławy i poważania dla tejże osoby. Nie chce się, nie można przedstawiać bohatera w sposób, w jaki on sam przedstawiał się w spędzane w rodzinnym gronie wieczory. Prawdę rzekłszy, można by przez to skrzywdzić jego sławę, pozycję i wrażenie wywoływane przez jego utwory.
Na koniec polecam świetny artykuł Agnieszki Nowok, z którego możecie dowiedzieć się więcej o listach Mozarta (i przeczytać bezpośrednie cytaty):
http://meakultura.pl/publikacje/mozart-i-jego-listy-listy-i-ich-mozart-685