Jestem fanką science fiction. Zaczytuję się w powieściach, których akcja dzieje się “dawno temu, w odległej galaktyce”, a kiedy tylko znajdę chwilę, odpalam odcinek serialu z uniwersum bliższej lub dalszej czasoprzestrzeni.
Podróże w czasie to możliwość, której naprawdę zazdroszczę niektórym postaciom oglądanych przeze mnie filmów. Zapytacie teraz, co to ma wspólnego z historią muzyki…
Doktor gra Beethovena
Zastanawialiście się kiedyś, w jaki sposób postrzegały świat osoby żyjące wiele, wiele lat temu? W jaki sposób patrzyły na otaczające ich wydarzenia?
Właśnie to mnie najbardziej kręci w historii muzyki. Czytam o kompozytorach, o wykonawcach, poznaję wydarzenia z ich życia, ich reakcje na te wydarzenia. Czytam ich listy do bliskich albo zupełnie obcych osób (fe… to tak nieładnie czytać cudzą korespondencję…)
Mam wrażenie że dzięki temu Nazwiska stają się Osobami z krwi i kości. Ludźmi, którzy w taki sam sposób jak my przeżywali codzienność, sukcesy, porażki. Którzy nie mogli obejść się bez porannej kawy (czyżby Bach?) Którzy czasami mieli zły dzień i zwykłego, obrzydliwego “lenia”, który nie pozwalał im działać. Którzy spalali się, pracując za dwóch. Którzy mierzyli się z tragediami, chorobami, depresją.
Dosyć łatwo przychodzi mi wyobrazić sobie, jak żyli ci “znani-nieznani” sto, czy dwieście lat temu. Epoka romantyzmu, czy pierwsza połowa XX wieku to czasy o tyle nam bliskie, że jesteśmy z nimi oswojeni. Dzięki filmom i powieściom, czy wręcz dzięki bezpośrednim relacjom, wyobrażenie sobie tamtej epoki nie przysporzy nam problemów.
Czasem, na fali obejrzanego serialu myślę sobie, że fajnie byłoby wsiąść w wehikuł czasu. Wybrać się w podróż TARDIS – pojazdem Doktora, Władcy Czasu, umożliwiającym przemieszczanie się w czasie i przestrzeni. Mogłabym wypić herbatkę z Klarą Schumann, pomuzykować z Mendelssohnami czy przenieść się trochę wcześniej i wziąć udział w Schubertiadzie. Albo po prostu razem z Doktorem poznać Beethovena…
Dysonans dawnej mentalności
Im dalej jednak wstecz historii sięgam, tym trudniej mi jest wyobrazić sobie, w jakich warunkach żyli i tworzyli nasi bohaterowie. Sytuacje, które obecnie byłyby nie do pomyślenia, były częścią obrazu świata. Rzecz, która dzisiaj zjeży nam włos na głowie, w pewnym momencie historii była po prostu akceptowaną praktyką. Weźmy na przykład historię Josepha Haydna.
Jako małe dziecko (sześciolatek!!!) został oddany na wychowanie do swojego wuja. Rodzice nie byli w stanie zapewnić mu utrzymania i edukacji. Oddali go zatem krewnemu. Obecnie raczej nie do pomyślenia.
Co więcej, wuj przekazał dzieciaka dalej – zauważył, że młody ładnie śpiewa i zapisał go do chóru przy katedrze świętego Szczepana w Wiedniu. Nie byłoby to niczym bulwersującym w dzisiejszym świecie. Wręcz przeciwnie, obecnie również docenia się korzyści płynące z nauki śpiewu i muzyki w dzieciństwie. Śpiewanie w chórze wiązało się jednak z zamieszkaniem w bursie i kolejną zmianą opiekunów. To również nie musi wywoływać zgorszenia w dzisiejszych czasach, chociaż znajdzie się pewnie liczna grupa przeciwników takiej formy edukacji. Przypomnę, że mówimy o siedmioletnim dziecku.
Mrożąca krew w żyłach była natomiast perspektywa, która mogła Haydna czekać. Otóż, Joseph wykazywał się wielkim talentem wokalnym. Jego chłopięcy sopran był tak doceniany, że zechciano ten piękny głos utrwalić… za pomocą kastracji. Na szczęście o tych zamiarach dowiedział się ojciec chłopca i do tego nie dopuścił.
Sama myśl o takiej możliwości budzi obecnie moje oburzenie i przerażenie – a działo się to jedynie trzysta lat temu. Myślę, że takich mentalnych dysonansów mogłoby znaleźć się więcej.
Jak więc miałabym się odnaleźć w realiach życia, gdyby Doktor zrobił “mały błąd obliczeniowy” (który w serialu Doktor Who przytrafiał mu się dosyć często) i zamiast o 300 lat wstecz przeniósł nas o 3 milenia?
Muzyka utrwalona
Zacznijmy od tego, jakie mamy możliwości poznawania kultury i muzyki odległych epok. Niestety, szanse na to że Doktor przyleci TARDIS i zabierze mnie w podróż przez czas i przestrzeń są raczej niewielkie. Dlatego jedynym możliwym sposobem na wyobrażenie sobie muzyki minionych wieków są badania archeomuzykologiczne.
Z muzyką tworzoną w czasie naszego życia jest dosyć prosto. Albo możemy ją usłyszeć na żywo, w czasie koncertu, albo po prostu (dużo częściej) słuchamy jej nagrań. Platformy streamingowe, wcześniej odtwarzacze mp3, płyty CD, kasety, płyty winylowe, radio.
Początki rejestracji dźwięku sięgają późnych lat 70-tych XIX wieku. W 1878 roku Edison opatentował pierwszy fonograf, dzięki któremu zachowały się – niedoskonałe, ale jednak! – autorskie nagrania Brahmsa, czy Griega.
Mediów, za pomocą których rozpowszechniana była (i jest) muzyka utrwalona jest sporo. Co jednak, jeśli chcemy posłuchać muzyki wykonywanej wcześniej, przed epoką zapisu dźwięku?
Pozostał nam dosyć szczegółowy zapis nutowy. Znana nam współczesna notacja, ma możliwość szczegółowego określenia wysokości dźwięku, jego czasu trwania, artykulacji, dynamiki, obsady – a przez to również przewidywanej barwy dźwięku i wyrazu emocjonalnego. Dzięki niej możemy w dużym przybliżeniu domyślić się, jak mogła brzmieć muzyka sprzed epoki fonografu. Pomagają w tym zachowane instrumenty z epoki oraz liczne traktaty teoretyczne, dotyczące wykonawstwa muzyki.
Taka dokładna notacja, podobnie jak fonograf i możliwość utrwalania dźwięku również nie istniała “od zawsze”. Początek zaawansowanej notacji muzycznej sięga epoki baroku. Wcześniej sposób notacji był stopniowo udoskonalany. Zaczęło się w średniowieczu od zapisu samego kierunku linii melodycznej. Wkrótce stworzono system wskazujący konkretne wysokości dźwięków. Ostatnim osiągnięciem była umiejętność zapisywania czasu trwania dźwięków. O ile o technice wykonawczej epoki baroku wiadomo relatywnie dużo, to im dalej wstecz, tym mniej źródeł pozostaje. Kiedy więc dochodzimy do epoki starożytnej, musimy opierać się głównie na domysłach. I na tym, co uda nam się “wykopać”.
Muzyka ponad czasem
Archeomuzykologia, czyli archeologia muzyki czerpie z wszelkich dostępnych źródeł. Opiera się na zabytkach ikonograficznych – malowidłach naściennych, ilustracjach na wazach, obrazach czy rzeźbach. Sięga po zabytki pisane – tłumaczy ze starożytnych języków zachowane teksty pieśni, hymnów, fragmenty poezji, traktaty filozoficzne na temat muzyki.
Czasem nawet udaje się rozszyfrować literowy zapis dźwięków utworu muzycznego. To jednak nie wystarczy, żeby usłyszeć muzykę starożytności. Dawne instrumenty różniły się od współczesnych budową i brzmieniem. Żeby więc jak najbardziej zbliżyć się do oryginalnego brzmienia ówczesnej muzyki, archeomuzykolodzy podejmują się prób rekonstrukcji dawnych instrumentów na podstawie zachowanych w muzeach zabytków.
Podróże w przeszłość kuszą. Coraz dogłębniejsze badania archeomuzykologów pozwalają na prezentowanie coraz starszych zabytków muzycznych. Co więcej, możliwości rekonstruowania dawnych instrumentów nadają tym zabytkom brzmienie zbliżone do tego, które prawdopodobnie mogły mieć w czasie ich prawykonania. Nasze postrzeganie świata, rozumienie znaczeń, mentalność i realia życia są zupełnie inne niż przed 3 tysiącami lat. Istnieją jednak wartości, które pozostaną aktualne niezależnie od upływu czasu.
Jak długo żyjesz, raduj się życiem
i niczym się nie smuć.
Życie dane nam jest na krótko,
czas zażąda jego zwrotu.
Epitafium Seikilosa, II w. p. n. e.